#4 Ale jak to? Bez dzidy?

To musiała być wiosna, bo pewnych rzeczy się nie zapomina. Dzień jak co dzień w piątej klasie szkoły podstawowej. WF zaczynaliśmy rano i korzystając z dobrej pogody pan Henryk wyciągnął nas na podwórko. Wymachy, przeplatanki, skłony, dwa mocne charknięcia poprzedzone nosowym zaciągnięciem materiału, w dwuszeregu zbiórka, do czterech odlicz. Ot klasyczna rozgrzewka. Nic specjalnego.

Gdy pierwsze dwa zespoły były już na placu gry, a kolejne dwa w tym mój czekały na swoją kolejkę, wuefista przywołał mnie do siebie.

  • Pan Janusz się o ciebie pytał.
  • Yhym.
  • Przyjdź dzisiaj na stadion o 15. Będzie trening.
  • Yhym.

Tak więc, praktycznie po roku, gdy już prawie zapomniałem, że dziwny pan ze sznaucerem w ogóle istnieje ten się o mnie upomniał. Miałem zacząć trenować bieganie i szczerze mnie to zastanawiało – jak w ogóle można trenować bieganie?! Na W-F trenowanie biegania wyglądało tak, że najpierw krótka rozgrzewka, a potem wszyscy na linię startu i dzida – sprawdzian na tysiąca. Miałem więc zakodowane w głowie, że trening biegania polega na wyścigach.

Widziałem piłkarzy jak trenowali strzały z dystansu, klepkę w kółeczku, dośrodkowania, główkowanie, odbiór. Widziałem jak trenowaliśmy siatkówkę, odbijanie sposobem dolnym, sposobem górnym, naskok do ataku, serwis, kiwkę. Ale nigdy nie widziałem, żeby ktoś trenował bieganie, tak jak nie widziałem, żeby ktoś trenował chodzenie.

Na trening zawiózł mnie tato naszym niezniszczalnym czerwonym Fiatem 126p. Cóż za maszyna. Latem najlepiej było jeździć przy uchylonej tylnej klapie, żeby się nie przegrzał. Wóz, który przewiózł ze Śląska nad Bałtyk pięć osób i psa, tam i z powrotem bezkolizyjnie, a potem jeszcze zajechał na drugi etap wakacji do Kotliny Kłodzkiej. Ale ja nie o motoryzacji miałem…

Weszliśmy na płytę boiska. Dużo się działo. Jedni skakali, drudzy biegali, trzeci rzucali, inni machali nogami przy płocie. Tym razem pan Janusz zrobił na mnie lepsze wrażenie, niż przy pierwszym spotkaniu sprzed roku. Dużo się uśmiechał i serdecznie przywitał ze mną i moim ojcem. Mówił coś o trenowaniu, planach, zawodach, obozach, świetlanej przyszłości, a potem zaczął wyciągać jakieś papiery. Trzeba było podpisać kilka zgód i dokumentów. W końcu tato pojechał, a ja wciąż byłem ciekaw co mi tu każą robić.

– Krzysiu, zrób pięć kółek truchtem.

Truchtem? Pomyślałem. A nie dzida i ściganie? Słabe to trenowanie w klubie, na WF trenujemy mocniej.

Ale przebiegłem te pięć kółek, dwa kilometry i zrobiło mi się bardzo przyjemnie. Był maj, rok 1999, truchtałem po raz pierwszy.

9 myśli w temacie “#4 Ale jak to? Bez dzidy?

Add yours

  1. Ja w 99 szedłem do 1 klasy podstawówki 😀

    Swoją drogą, w tamtych czasach trenowanie biegania też kojarzyło mi się z nieustającymi wyścigami i przy małej świadomości społecznej jest to do zrozumienia. Natomiast, co mnie nieustannie zaskakuje, w dobie internetów, fit życia i mody na jogging, ludzie dalej rozpoczynają swoją przygodę z bieganiem od codziennych wyścigów po nowy rekord. 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz

Website Built with WordPress.com.

Up ↑