Łatwo mi to wszystko umiejscowić w czasie, ponieważ w roku 1999 do Polski przyleciał papież, a ja byłem wtedy w Gliwicach, do których ostatecznie Ojciec Święty nie dotarł. Następnego dnia rozmawialiśmy w klubie o tym wydarzeniu.
Trenowałem 3 razy w tygodniu, a w pewnym momencie doszedł jeszcze czwarty trening sobotni. Stopniowo wdrażałem się w atmosferę klubu, w zasady, zwyczaje, oswajałem z ludźmi. To ostatnie nie było trudne, bo ekipa trafiła mi się wyjątkowo przyjazna. Byłem najmłodszy, a na etapie podstawówki rok różnicy to już przepaść. Na chłopaków z rocznika dwa lata starszego patrzyłem z poczuciem, że mogliby być dla mnie ojcami.
Wszyscy byli zaciekawieni moim pojawieniem się w klubie, życzliwi, otwarci. Ciekawe doświadczenie, bo zazwyczaj na „nowego” patrzy się z dystansem, a często separuje od „starej” grupy. Tutaj było inaczej.
Oczywiście na początku dostarczałem ludziom sporo powodów do robienia sobie ze mnie żartów. Najlepiej pamiętam – „proszę pana co dzisiaj robię?”, ale wiele osób na starcie miało z tym problem.
- nie mów proszę pana, tylko trenerze.
Strofowali mnie koledzy. I po pewnym czasie, rzeczywiście pan Janusz stał się dla mnie trenerem.
Musiałem się też nauczyć nowego znaczenia znanych mi wcześniej słów.
Obwód już przestał być dla mnie obwodem koła, a stał się synonimem cierpienia na kolejnych stacjach z ćwiczeniami. Jedna stacja, kilkadziesiąt sekund na maksa, krótka przerwa żeby przejść na stanowisko obok, a potem następne i tak w kółeczku. Czasami robiliśmy jedno pełne okrążenie, czasami więcej.
Wahadło, to kolejny wyraz, który zaczął kojarzyć mi się z bólem. Do całej zabawy potrzebowaliśmy sali gimnastycznej, czterech materacy, cztery sierotki do ich trzymania i dwójki, która miała za zadanie odbijać się od ścian jak najsprawniej. Najczęściej do pokonania było 8 długości sali. Pary ustalał trener i starał się, żeby były jak najbardziej wyrównane, co powodowało, że pojedynki często stawały się bardzo zaciekłe. Najtrudniejszym manewrem było hamowanie tuż przed materacem i sprawny obrót tułowia o 180 stopni, a potem ponowne rozpędzenie maszyny. Często wygrywał nie ten najlepszy biegowo, ale najbardziej zwinny i zwrotny. Zwłaszcza jeśli sala trafiła się niewielkich rozmiarów.
Grzanie. Myśmy nie biegali, myśmy grzali.
Zgrzałeś go? Dasz radę go zgrzać? Zgrzejesz go!
Przy okazji zawodów te zwroty pojawiały się zawsze. Najgłośniejszy i najbardziej motywujący był oczywiście głos trenera.
Grzej!!! To jest bieg!? To jest czołganie się a nie bieg! Grzej!!! Pokrzykiwał. I rzeczywiście potrafił nas do tego konceptu przekonać.
…..
5.10.2016, OWB1 plus 5 x R 20s:
Do maratonu zostały ostatnie 4 dni. Pogoda chyba w całej Polsce nie nastraja do biegania, ale powiedzmy sobie szczerze – wybraliśmy bieganie, więc sport hiper uzależniony od aury, także nie ma co wybrzydzać, bo zawsze może być gorzej. Zrobiłem dziś 10 km wybiegania, w tym 5 rytmów po 20 sekund każdy. Samopoczucie? No świetne. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem tak luźne nogi, czyli wychodzi na to, że wyostrzanie działa. Mam trochę obaw, czy forma nie przyszła za wcześnie. Nie chcę już dłużej czekać, najchętniej wystartowałbym już jutro…A tymczasem trzeba czekać i zachować spokój.
Mam tylko nadzieje, że nie zaniechasz kolejnych rozdziałów, opowiadań 🙂
Powodzenia !
PolubieniePolubienie
Z przyjemnością czyta się Twoje wpisy. Niektóre z nich sprawiają, że czuję się tak jakbym czytał swoje wspomnienia z czasów, gdy zaczynałem trenować w klubie. Świetny blog.
PolubieniePolubienie
Staszku pisz więcej o początkach… Fajnie powspominać wahadło, obwód, worki w butach w Pokrzywnej czy też Twoje zabawy alkoholowe w Jarnołtówku…:P
PolubieniePolubienie
O masz! Worki w butach już mi zupełnie z głowy wyleciały 😀 A alkohol wyparował 😉
PolubieniePolubienie
A „Żaba chodź na wódkę”, to Jaksiu krzyczał czy Ty? 😛
PolubieniePolubienie
Akurat co do tamtych wydarzeń to mnie pamięć zawodzi 😉
PolubieniePolubienie
Damian, Remus!
Dzięki za obecność, miło, że ktoś to jeszcze czyta poza Dżejkiem i moją żoną 😉
Pozdrawiam!
PolubieniePolubienie
Przeczytałam właśnie wszystkie Twoje wspominkowe wpisy. Pisz! Miło się czyta. Tym bardziej, że opisujesz szkolną rzeczywistość, którą sama pamiętam.
Swoją drogą, o wuefie dziewczyn też dałoby się co nie co skrobnąć. 😉
PolubieniePolubienie
O wuefie dziewczyn mam tylko jedno wspomnienie…które nawiasem mówiąc mało dotyczy samego wuefu 😉 Pokręcone, ale za jakiś czas się wyjaśni.
Dzięki!
PolubieniePolubienie