Aaa…(p)sics!

Na początku roku przez biegowe social media przetoczył się news o tym, że Asics rekrutuje. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie miał jakiś wspomnień na tę okoliczność.

No więc gdy byłem jeszcze bobasem, moim pierwszym słowem nie była Mama, Tata, ani nawet Baba. Moim pierwszym słowem było – Onitsuka.

A tak na poważnie, to…

…kiedyś też miałem swoje pierwsze Asicsy, ale zanim do tego doszło biegałem w trampkach. Były to najzwyklejsze tenisówki z podeszwą cienką jak rosół na kościach z Biedronki. Wkładałem je w worek w słoneczniki, który uszyła mi ciocia, żebym miał miejsce na szkolne buty na zmianę. Nie miałem torby, plecaka czy innych sportowych akcesoriów które mógłbym zabierać na swoje pierwsze biegowe treningi. Miałem tylko ten worek, a w środku trampki z bazaru od Chińczyka. Marzyłem wtedy bardzo o tak zwanych halówkach. Te trampki miały już grubszą, pomarańczową podeszwę i świetnie skrzypiały na wilgotnej podłodze. Nie było nas jednak stać na taką ekstrawagancję.

Szczerze? Jako 12-13 latek nie miałem pojęcia, że coś takiego jak obuwie biegowe w ogóle istnieje. Dopiero trener po którymś z treningów zwrócił mi uwagę, że muszę sobie załatwić jakieś lepsze buty.

– Za cienkie masz te podeszwy.

Mówił.

Poza mną chyba wszyscy koledzy biegali w czymś na grubszej gumie. Niektórzy mieli firmówki, inni tańsze modele. Rudy miał Asicsy i wtedy pierwszy raz dowiedziałem się, że taka marka w ogóle istnieje.

Zacząłem więc nieśmiało powtarzać w domu, że muszę mieć buty do biegania.

–  Ale masz trampki przecież.

Odpowiadała mama.

– Nie nadają się. Trener tak powiedział.

Chyba autorytet trenera podziałał, bo któregoś dnia tato zabrał mnie na zakupy do Śródmieścia. W roku 1999 z dostępnością dobrych sportowych rzeczy było licho. Od razu wiedzieliśmy gdzie mamy iść, bo tego typu asortyment mieli tylko w jednym miejscu. Centrum miasta, do sklepu wchodziło się schodkami na samą górę. Wtedy pierwszy raz stanąłem przed ścianką z wystawionymi butami, których cena w każdym modelu grubo przekraczała sto złotych. Zaczęliśmy z tatą przeglądać kolejne wzory, a ja nie za bardzo wiedziałem na co w ogóle zwracać uwagę. Tato brał buta, ważył w rękach i zginał w śródstopiu.

– O! Te zobacz.

Wziąłem, były lekkie jak piórko, a logo już skądś kojarzyłem.

– Przymierz.

Przymierzyłem i pasowały idealnie. Asicsy. Podobne do tych w których biegał Rudy, ale jego miały granatową siateczkę, a tu była biel.

Od razu zwróciliśmy z tatą uwagę na cenę – 165 zł. Jakiś kosmos. W tamtym czasie buty do chodzenia kupowaliśmy za 30-40 zł. W tej cenie można by sfinansować obuwie dla naszej całej czteroosobowej rodziny.

Zaczęliśmy szukać czegoś tańszego i nawet jakieś jeszcze mierzyłem, ale to już nie było to. Tato widział jak bardzo zapaliły mi się oczy przy Asicsach i jak gasły gdy odłożyliśmy je na półkę szukając innych.

– Dobra, to weźmy te pierwsze.

Powiedział.

Popatrzyłem na niego niepewnie.

– Naprawdę?

– Tak. Ale nie mów mamie ile kosztowały.

To była nasza tajemnica. Paragon wziąłem i schowałem głęboko do kieszeni, w domu przełożyłem do książki, żeby nikt go nie znalazł.

Jakiś czas temu znalazłem ten papierek sprzątając w szafce. W zasadzie cały druk wyblakł, ale cena się ostała.

Te moje pierwsze w życiu Asicsy nie miały ze mną łatwego życia. Zabierałem je wszędzie – na treningi, ale też do gry w nogę. W pewnym momencie przednia siatka zaczęła się rwać. Jakieś półtorej roku później, gdy kończyłem przebieżkę stopa wyskoczyła mi przodem buta przez dziurę.

Następnego dnia trener przyniósł jakieś swoje używane buty za duże o dobre 2 rozmiary.

– Masz. Może to nie są Asicsy, ale przynajmniej będziesz miał sucho w stopę.

Rzeczywiście biegało się w nich gorzej, podeszwa była dużo twardsza. Ale w końcu się przyzwyczaiłem. Na swoje następne Asicsy czekałem 5 lat.

7 myśli w temacie “Aaa…(p)sics!

Add yours

  1. 🙂

    jak miałam 15 lat( 23 lata temu), czyli w roku 1994, też biegałam (jako jedyna dziewczyna w okolicy) w asicsach, które dostałam od ciotki z USA :O to był model do siatkówki, ale kto by na to zwracał uwagę 😉 nie miałam zielonego pojęcia o specjalnych butach do biegania 🙂

    Polubienie

  2. Pamietam jak gdzieś pod koniec lat ’80 pojawiły sie buty z nazwą Tiger. Żółto czerwone. Strasznie trudno było je dostać, ale widywało sie je. Zazdrościłem. 🙂

    Polubienie

  3. Sofix – nie do zdobycia. A jak zdobyty – nie do zdarcia. Nawet jak były białe „dziewczyńskie” to i tak nosiłem dumnie.
    Nie wspomnę o skórzanych kolcach Polsportu. Chyba podkowy były ciut lżejsze, ale bieg z kolcach przenosił nas do innego wymiaru

    Polubienie

    1. Kolega biegał w kolcach Botasach – czeska produkcja 😉 Ja kolce to miałem różne – zaczynało się od takich szmaciaków (chyba właśnie Polsporty), potem Pumki, Asicsy, a karierę kończyłem w Adikach 😉

      Polubienie

  4. Ojjj te wspomnienia… W tamtych czasach bieganie zajmowało drugie miejsce kosztem piłki kopanej ale będąc dzieciakiem na przełomie XX/XXI wieku marzyłem o jakimkolwiek „markowym” produkcie 🙂 chlebem powszednim były poczciwe „CORNERY”.
    Tak w ogóle to jestem Dawid 🙂 nowy użytkownik 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz

Website Built with WordPress.com.

Up ↑