Cześć, jestem Krzysiek i chcę Cię trenować.

Przez ostatnie 10 lat Legia Warszawa zmieniała trenera trzynaście razy (13!). Tylko w przeciągu ostatniego roku kalendarzowego klub z Łazienkowskiej miało w swoich rękach troje różnych coachów. Za dwa tygodnie powinniśmy poznać nazwisko kolejnego człowieka który przejmie stery drużyny mistrza Polski. Dla porównania Manchester United pod wodzą sir Alexa Fergusona przetrwał 27 sezonów, a Arsenalem Londyn trener Wenger rządził i kierował przez bite 22 lata.

Co ciekawe, gdy Ferguson przejmował Czerwone Diabły wcale nie zrobił w pierwszych latach swojej pracy dobrego wrażenia. W debiutanckim sezonie zajął słabe 11 miejsce w lidze. Rok później drugie, ale w sezonie 88/89 znowu dołował lokując się dopiero na początku drugiej dziesiątki. Chciano go zwolnić. Uratował skórę zwycięstwem z Crystal Palace w finale pucharu Anglii. A potem….potem zaczęła się wielka era zwycięstw okraszona dwukrotnym podbiciem Ligi Mistrzów.

Tak sobie myślę, że jak w tym kraju ma być dobrze jeśli chodzi o poziom piłkarskich drużyn klubowych jeśli prezesi nie mają ani grama cierpliwości do trenerów których zatrudniają? Gdyby Ferguson trafił na prezesa w polskiej Ekstraklasie nie przepracowałby więcej niż rundę jesienną.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja trenerów biegania. Nie słyszałem o zawodniku który w ciągu 10 lat swojej kariery trenowałby pod okiem 13 różnych osób. Ba! Jakakolwiek zmiana trenera zawsze jest dużym wydarzeniem o którym długo dyskutuje się w biegowym światku (choćby nieudany transfer Szosta do trenera Króla). Podobnie jak u zawodowców, model długofalowej współpracy jest chętnie wybierany przez zawodników na poziomie amatorskim. Gdy ktoś decyduje się na skorzystanie z pomocy trenera zazwyczaj jest to decyzja na co najmniej kilka sezonów.

Swego czasu w wesołym samochodzie jadącym do Warszawy na Orlen zastanawialiśmy się jakby to było, gdybym to ja miał swoją biegową grupę, którą przygotowywałbym do zawodów? Bo chyba wiecie jak to aktualnie wygląda…?

Jest sobie trener który ma swoją drużyną złożoną z zawodników na różnym poziomie zaawansowania. Jeżdżą sobie na zawody, pstrykają foty i potem dzielą się swoją biegową pasją poprzez media społecznościowe. Zastanawiające jest dla mnie to, że zawsze gdy czytam relacje takich ekip z zawodów dowiaduję się, że – wszystkim poszło super! Zawsze. Tydzień w tydzień, weekend w weekend wszystkim zawodnikom idzie – super! Życiówki sypią się jak dachówki z Wysokiej Bramy w Lidzbarku, każdy daje z siebie wszystko dobiegając do mety z hollywódzkim uśmiechem na twarzy. Nawet jeśli ktoś nie poprawił życiówki to tylko dlatego że wraca do biegania po otwartym złamaniu kości podudzia i to cud świadczący o jego niebywałym harcie ducha że bieg w ogóle ukończył.

Relacje z zawodów mojej grupy biegowej chyba wyglądałyby nieco inaczej.

Cześć!

Ranerzy z egipskiej macierzy niestety po raz kolejny zawiedli. W ostatni weekend nasza ekipa stawiła się na X Biegu Ogórka Kiszonego licząc na dobre miejsce w klasyfikacji drużynowej ale też na wartościowe wyniki indywidualne. Nie wchodząc w szczegóły – daliśmy dupy. Marek i Stefan ewidentnie nie zrealizowali założeń treningowych które wysłałem im na maila tylko lecieli w ch…Bo nie wiem jak inaczej wytłumaczyć ich niedzielną postawę?! To był dramat. Marku…Stefanie….uważacie że to był bieg? To było czołganie się a nie bieg!!! Trzeba również wspomnieć o występie Krystyny. Współpracujemy ze sobą dopiero od kilku miesięcy i początki były obiecujące. Krysia poprawiła się na dystansie 10 km z wyniku 55 na 52 minuty po pierwszym tygodniu współpracy. W tym momencie moim zdaniem zawodniczka jest gotowa na 46-47 minut, ale jest jeden problem. Dziewczyna ma problem z głową!!! A niestety głowa biega. Zbyt łatwo odpuszcza kiedy pojawia się pierwsze zmęczenie. Niektórzy po prostu do takiego wysiłku jak bieganie się nie nadają i koniec. Z pustego to nawet ja nie naleję.

W następny weekend wybieramy się na 2 Bieg Chirurgów pod honorowym patronatem doktora Lubicza. Na co się nastawiam? Mam nadzieję, że tym razem drużyna się nie skompromituje. Szczególnie że do wygrania są vouchery na operację mózgu…a mamy w grupie osoby którym przydałaby się taka drobna interwencja medyczna.

PS. Przyjmuję zapisy do klubu, ktoś chętny?

Oczywiście przerysowałem, ale z moją tendencją do bycia permanentnie średnio zadowolonym taka wersja wydarzeń zdaje się niezwykle prawdopodobna. Jedno jest pewne – w tak prowadzonym klubie nikt nie przetrwałby nawet połowy sezonu 😉

7 myśli w temacie “Cześć, jestem Krzysiek i chcę Cię trenować.

Add yours

  1. Ja bym wytrzymał! Poważnie.
    Jeśli kolega zechciał by kiedyś coś w marterii trenerskiej przedsięwziąć, to gotów jestem z takowych usług skorzystać. Życzę miłego dnia trenerze!

    Polubienie

  2. Też bym spokojnie wytrzymał taki brak entuzjazmu. Nie wytrzymałbym za to Twoich treningów bo kto słyszał (poza Sławkiem), żeby tak zapierdzielać cały sezon bez wytchnienia 🙂

    Zadowolenie po biegu? U mnie to z reguły raz w roku – po Orlenie. Po życiówkach na 5 km chyba nigdy nie byłem zadowolony (w końcu nadal 16 z przodu). Nie ma w tym nic nadzwyczajnego- ambitny amator (w skrócie AA) to najbardziej pozbawiona dystansu do siebie grupa biegaczy 🙂 Takich lepiej z drużyn biegowych izolować – kradną te słynne endorfiny.

    Polubienie

    1. Wytchnienie jest, w poniedziałki zawsze robię sobie wolne 😉
      Mam podobnie do Ciebie, Orlen robi mi dobrze już drugi rok z rzędu, z „piątek” to jeszcze się czasami pocieszę ale za to „półmaraton” coś nie do końca jest w stanie mnie zadowolić. 😉 AA może i pozbawiony dystansu ale za to z wysokim poziomem miłości własnej…a może tylko ja tak mam 😛

      Polubienie

  3. Rafał, nie chyba nigdy, tylko na pewno nigdy 5 km Cię nie usatysfakcjonowało wystarczająco 😊 Syndrom AA.

    Krzysiek, gdyby tak połączyć Twoje podejście i dorzucić podejście Rafała no i oczywiście trening Sławka to mogłaby powstać ciekawa „drużyna biegowa AA” 😊

    Polubienie

Dodaj komentarz

Website Built with WordPress.com.

Up ↑