70 kilosów

Pytacie w listach, jak ja to robię, że jestem taki: piękny, zdolny i skromny? Odpowiem Wam zbiorczo, że nie wiem. Samo się robi. Samo nie zrobiło się natomiast 70 kilometrów w minionym tygodniu. Jam tego dokonał, czym się chwalę i dzielę.

70 kilosów w 5 treningach, daje 14 dziennie, a to już nie przelewki. Zwłaszcza, że w poprzednim roku raz tylko zdarzyło się, że dobiłem do podobnej objętości. Wyższy kilometraż dał mi się w ostatnich dniach we znaki. W sobotę i niedzielę szurałem nosem po ośnieżonej ziemi.

Początkowo byłem negatywnie zaskoczony kryzysem. Później przemyślałem sprawę i faktycznie, w sezonie 2020 zdarzył mi się tylko 1 tydzień, w którym wytupałem więcej, niż 70 km. We wcześniejszych latach rypałem nawet po 150 km i wtedy 70 było lenistwem. Ale trochę się pozmieniało i teraz 70 okazuje się nielichym obciążeniem.

We wtorek miałem wreszcie ruszyć z siłą biegową, ale nie wyszło. Do weekendu kontynuowałem, więc błogie rozbiegania, uśmiechając się pod wąsem, że tak gładko i przyjemnie to wszystko idzie. W weekend pan Rafał przegonił mnie jednak żwawiej, na sobotę zarządzając ileś razy 2 minuty (nie podam ile, bo była to żenująca liczba), natomiast w niedzielę ordynując 10 km biegu ciągłego po śniegu.

Po niedzielnym ciągłym, który wyszedł średnio „coś po 4:00/km”, dokręciłem jeszcze parę km spokojnie sam, dobijając do półmaratonu. Zarypany byłem po wszystkim okropnie. Oczywiście swoim 3 followersom, którzy niezłomnie obserwują mnie w mediach społecznościowych, skomentowałem weekendowe wyczyny przechwałkami w stylu – świński trucht i z nóżki na nóżkę.

Mój plan, żeby w perspektywie najbliższych kilku tygodni dojechać do 100 km/tydzień, okazuje się trudniejszy, niż wstępnie zakładałem. Odzwyczaiłem się od takiego treningu. Sprawę utrudnia fakt, że od tego tygodnia chcę wreszcie ruszyć z podbiegami, a dodatkowo pan Rafał zapowiedział się na weekend, że znowu mnie przeczołga.

Z ciekawości podliczyłem grudzień i wyszło 220 km. W styczniu już mam 113, a minęła 1/3 miesiąca.

Żegnam się czule, pozostawiając Was z nieśmiertelną nawijką zip-składową:

Życie jest bezwzględne, nie lituje się nad nikim. Ważne są wyniki.

fot. Rąsia Photography

2 myśli w temacie “70 kilosów

Add yours

  1. No to moje 53 km w poprzednim tygodniu to marnie wyglądają przy Twoich 70 km. Ciekawe, że Cię to tak mocno zmarnowało. Aż tak sie odzwyczaiłeś od dużej ilości biegania?

    Polubienie

    1. No wiesz, jeśli w ciągu poprzedniego roku raz tylko jeden jedyny osamotniony, jak przydrożny krzyż, zaliczyłem tydzień na poziomie 70 plus – to przypadku nie ma 😉 Ale spoko, organizm zaraz zakuma OCB – jak to mówi młodzież.

      Polubienie

Dodaj komentarz

Website Built with WordPress.com.

Up ↑